Traktat pokojowy w Rydze, podpisany 18 marca 1921 r. bez udziału delegacji białoruskiej, podzielił nasz kraj między Polską a Rosją radziecką. Granica przeszła przez wiele białoruskich rodzin, łamała losy, rujnowała życie. Ktoś się przystosował, ktoś walczył, ktoś poszedł w poszukiwaniu lepszego życia w BSRR.
W poszukiwaniu szczęścia na radzieckiej Białorusi
Przedwojenne województwa północno-wschodnie II Rzeczypospolitej nie były regionem bardzo bogatym. „Głód ziemi” i brak miejsc pracy zmusiły Białorusinów i przedstawicieli innych narodowości do pracy sezonowej w krajach bałtyckich lub emigracji do USA i Argentyny.
Znaczna część zachodnich Białorusinów dążyła jednak do ucieczki na wschód. Mysleli tak: tam mieszkali ci sami Białorusini, było tam bezpłatne wykształcenie i sporo pracy. Ponadto do połowy lat 30. w stosunku do większości polskich obywateli władze radzieckie nie stosowały ostrych środków represyjnych. „Zachodniaków” sprawdzano, a następnie dopuszczano do podjęcia pracy, studiów na instytutach lub uniwersytach. Ludzi te byli jeszcze bardziej pewni, że wszystko, co złe w ich życiu, już minęło.
Jesienią 1931 roku z takimi myślami na „granicę ryską” udał się mieszkaniec wsi Hatutycze w powiecie Mołodeczańskim Wasil Grigorjewicz Manid. Chłopak miał wtedy 20 lat. Zdążył ukończyć kilka klas szkoły wiejskiej i zajmował się pracą chłopską. W gospodarstwie macierzystym było 7 dziesięcin ziemi, jedna krowa, dwie świnie, dwie owce. Rodzice nie mieli pieniędzy, więc matka dała Wasilowi swój złoty pierścionek zaręczynowy, aby spłacił wartość przewodnikowi, który prowadził ludzi przez kordon. Chłopaka pzewodził przez granicę mieszkaniec wsi Wróblewszczyzna Fiodor Wasiukiewicz.
„Okno na granicy” znajdowało się obok znaku granicznego nr 580, w rejonie wsi Pawiazyń. Nawiasem mówiąc, była też tu strażnica KOP o tej samej nazwie. Polski Kordon Białorusin przeszedł bez przygód, ale sowieckie „zielone czapki” nielegalnego imigranta „przyjęły”. Strażnik Szuchałow (nazwisko podane w kwestionariuszu GPU – I.M.) zatrzymał Manida i dostarczył go do strażnicy w Głuszanach. Tam Białorusin został przeszukany, przesłuchany i szybko wysłany do Mińska, gdzie osadzony w więzieniu GPU. Podczas przesłuchania chłopak szczerze opowiedział o gospodarstwie domowym rodziców i o tym, że rodzina musiała płacić podatki 80 zł i kolejne 22 zł za ubezpieczenie mienia.
Rok później granicę polsko-sowiecką przekroczył krewny Wasila, mieszkaniec wsi Wiażuć w gminie Lebiediew w powiecie Mołodeczańskim Grzegorz Meliuk. Na pewno nie wiadomo, obok jakiego znaku granicznego ta osoba przeszła do Sowietów, jednak dzięki dokumentowi z Archiwum KGB Białorusi wiemy, że ta osoba wyraziła swoje pragnienie zostania obywatelem ZSRR w związku z „trudną sytuacją materialną jego rodziny i faktem, że gospodarstwo rodziców nie może zaspokoić potrzeb ich rodziny”.
W nowej ojczyźnie
Po więzieniu w Mińsku Wasil Manid i Grzegorz Meliuk (przebywał w więzieniu przez 8 miesięcy- I.M.) zostali skierowani do obozu kwarantanny OGPU w Sarowie pod Arzamasem, gdzie więźniowie przebywali w budynkach dawnego monasteru prawosławnego. W 1933 roku białoruskich chłopów uwolniono. Manid przeniósł się do m. Złotoust i tam podjął pracę w hucie. Wydawało się, że jego życie się poprawia.
„Pozdrawiam was drodzy mama i tata, bracia i siostry. Przesyłam wam list, w którym informuję, że żyję i mam się dobrze i życzę wam wszystkiego dobrego. Wasz list dostałem, ale dostałem go z opóźnieniem, ponieważ napisałiście stary adres, a ja przeniosłem się do nowej lokalizacji i zmieniłem adres. Jak dostałem wasz list, byłem bardzo zadowolony, że mnie nie zapomniałiście. […] Moje wynagrodzenie miesięcznie wynosi średnio 400 rubli, więc mam pieniądze, ale praca zagraża życiu, ponieważ pracujemy tam, gdzie topi się stal, żeliwo. Ale to wszystko jest puste. Nauczę się dobrze pracować i dalej będzie łatwiej […]. Nie poszedłem do armii (Armia Czerwona — I.M.) jesienią. Zostałem zaliczony do składu zmiennego. Będę chodził na ćwiczenia każdego roku przez pięć lat. Pierwszy rok, czyli w 1937 r., pójdę na trzy miesiące (rozmowa dotyczyła ćwiczeń wojskowych- I.M.), a następnie na miesiąc. Tej zimy, ponieważ miałem dużo pracy, oderwałem się od nauki. Ale w przyszłości nie opuszczę jej, ponieważ bez tego nie można żyć w ZSRR. Kiedy otrzymacie mój list, napiszcie do mnie, co słyszychać. Czy Misza i Mikola wysyłają do domu listy (chodzi tu chyba o ludzi, którzy przekroczyli granicę wraz z Manidem- I.M.)? Napiszcie, jak świętowano Boże Narodzenie i jak bawiła się młodzież. Do widzenia! Piszcie listy częściej, nie żałujcie papieru. Pozdrówcie wszystkich chłopaków i dziewczyn” – napisał w styczniu 1936 w liście do krewnych Wasil Manid.
Koniec „bajki”
W sierpniu 1937 wszystkie lokalne władze NKWD otrzymały rozkaz nr 00485, a później pismo z tytułem „O faszystowsko-powstańczej, szpiegowskiej, dywersyjnej i terrorystycznej działalności polskiego wywiadu w ZSRR”. Dokument ten podjął tzw. „polska operację” NKWD, w trakcie której aresztowaniu podlegała znaczna liczba obywateli ZSRR pochodzenia polskiego. Rozmowa dotyczyła nie tylko o etnicznych Polaków, ale wszystkich tych, którzy byli w jakiś sposób związani z Polską.
Na przykład miał krewnych za kordonem lub po prostu uciekł z Polski do BSRR. NKWD oskarżało tę kategorię osób, wśród których było wielu etnicznych Białorusinów, o współpracę z polskim wywiadem czy organizowanie działalności szpiegowsko-dywersyjnej. Wasil Grigorjewicz Manid został aresztowany w październiku 1937 r. w miejscu pracy w Hucie Zlatoust. 15 listopada 1937 Białorusin został skazany na podstawie art. 58 (pkt 6. 9 i 11 — Wróg ludu) kodeksu karnego RFSRR do kary śmierci. Rozstrzelano tego mężczyznę 22 listopada 1937 w Czelabińsku. Warto zauważyć, że Wasilij, będąc w Rosyjskiej FSRR, zdążył się pobrać, miał nawet syna. To, co stało się z rodziną, jest dziś nieznane.
W tym samym czasie aresztowano także Grzegorza Meliuka, który w tym czasie zdążył już wstąpić do Komsomołu. Mężczyzna ten żył miesiąc dłużej niż krewny – został rozstrzelany 28 grudnia 1937 r. jako wróg ludu radzieckiego. Łącznie w czasie tzw. „operacji polskiej” NKWD tylko na terenie Białorusi skazano 19931 osób, z czego 17772 skazano na „najwyższy środek ochrony socjalnej” (karę śmierci – I.M.). W skali całego Związku Radzieckiego represjom w tej sprawie poddało się około 140 tysięcy osób.
Na początku 1930 r. do BSRR z Hatutyczów i Wiażuci uciekło kilkudziesięciu młodych ludzi. Wszyscy mieli nadzieję na najlepsze. Na przykład w październiku 1937 r. został stracony pochodzący z tych samych Hatuticz Michał Manid, który pracował jako kierownik magazynu na fabryce „Gwiazda Czerwona” w Tomsku. Tego człowieka oskarżono o działalność w kontrrewolucyjnej organizacji polskiej. Niektórzy ludzie mieli „szczęście”, jak na przykład Wasil Andriejewicz Manid, który pracował jako kierowca w Kraju Krasnojarskim. W 1938 został oskarżony o działalność kontrrewolucyjną, ale … skazany na 10 lat łagrów. Jednak większość „zachodniaków” padła ofiarą represji stalinowskich.
Już po śmierci Stalina do Hatutycz wrócił jeden z tych uciekinierów i powiedział, że przeżył tylko dzięki temu, że lekarz dał 17-letniemu Białorusinowi paszport zmarłego pacjenta. Po zmianie nazwiska ten człowiek uratował się przed NKWD.
W styczniu 1989 r. Prokuratura Rejonowa w Czelabinku pośmiertnie zrehabilitowała Grzegorza Meluka. Pół roku później zrehabilitowano również Wasila Manida. Ich rodzice nigdy nie doczekali się nie tylko synów, ale także przeprosin za zbrodnie systemu sowieckiego. Miejsce pochówku tych osób nie jest znane. Być może prochy Białorusinów i tysięcy innych ofiar bolszewickich oprawców spoczęły na przedmieściach Czelabińska, w miejscu Złota Góra, gdzie znaleziono szczątki ofiar represji stalinowskich.
Ihar Melnikau specjalnie dla wb24.org