Jak polscy KOPiści zachowywali dziedzictwo historyczne na terenie województw północno-wschodnich II Rzeczypospolitej w latach 1930-ch.

Teren, na którym pełnili służbę żołnierzy polskiego Korpusu ochrony pogranicza, był mało znany historykom i archeologom. Na terenie województw północno-wschodnich w latach 1920-1930 polscy historyce prowadzili badania (w tym archeologiczne), jednak to nie wystarczyło. „Nasze ziemie północno-wschodnie nie mają tak wielu zabytków w postaci zamków obronnych, które są dość liczne na Podolu i Wołyniu. […] Znajduje się tu jednak tzw. „Brama Smoleńska”. Liczne znaleziska archeologiczne świadczą o dużym ruchu w tym kierunku” – czytamy w gazecie KOP „Na straży”. Władze polskie liczyły więc na pomoc tych, których pozornie sprawa ochrony dóbr historyczno-kulturowych nie dotyczyła. W polskich wydaniach wojskowych z lat 1930 często publikowano materiały, w których autorzy wzywali polskich wojskowych, służących na kresach do uważnego traktowania starożytnych znalezisk i „ratowania” ich. „Kilka dni temu starszy sierżant Jan Milczarek wysłał do Wydziału Wychowania żołnierzy dowództwa KOP parę starych srebrnych monet i pięknie wykonaną z gliny fajkę (pochodzącą z XVI-XVII wieku) z prośbą o przekazanie ich do muzeum. Dobra te Milczarek nabył od miejscowych chłopów, którzy wykopali je na własnych działkach w czasie prac gospodarczych. Należy zauważyć wysoki poziom świadomości obywatelskiej starszego sierżanta Milczarka, który nie szczędził własnych środków, aby uratować przedmioty cenne dla badaczy. […] Ochrona znalezionych starożytnych przedmiotów przed zniszczeniem jest naszym obowiązkiem, ponieważ są to artefakty historyczne przypominające naszych przodków, które w starożytności chroniły granice Rzeczypospolitej” – podkreślono w jednej z publikacji.

Dowódcam strażnic KOP zalecano prowadzenie z kopistami zajęć, na których oprócz historii i kultury trzeba było opowiadać o potrzebie zachowania dziedzictwa historycznego. „Podoficerowie KOP, którzy zawsze uważnie obserwują wszystko, co dzieje się wokół, co dzieje się na terenie ich dzielnicy, powinni chronić rzeczy znalezione w ziemi i nie dopuścić do wpadnięcia ich w niepotrzebne ręce. Miejscowa ludność, która mieszka na granicy, ma wiele starożytnych przedmiotów, które przekazali im przodkowie lub sami znaleźli podczas prac rolniczych. W większości przypadków lokalni chłopi nie wiedzą, jaki koszt mają te przedmioty dla nauki. Rzeczy te powinny trafić do użytku publicznego, czyli do Muzeum […] Podoficer, który dowiaduje się o istnieniu takich starożytności w niewłaściwych rękach, musi natychmiast poinformować swoje kierownictwo. On sam może kupić te rzeczy, podczas gdy konieczne jest określenie, jeśli to możliwe, miejsca i okoliczności, w których ten przedmiot został znaleziony. A jeśli podoficer KOP przekaże taki przedmiot muzeum, to postąpi jak prawdziwy obywatel-patriota i zyska szacunek ze strony społeczeństwa, ponieważ pomoże poszerzyć wiedzę o historii życia naszych przodków” – zauważono w innym artykule.

Większość starożytnych rzeczy, skarbów, artefaktów znalezione przez przypadek. Często żołnierze KOP  byli w rzeczywistości głównymi przedstawicielami władz polskich we wsiach i miejscowościach, które znajdowały się bezpośrednio przy granicy z BSRR (zwłaszcza na odciętym od „wielkiej ziemi” podczas powodzi Polesiu). W takich przypadkach wiele zależało od poziomu „przygotowania historycznego” podoficerów KOP i ich podwładnych.

Oczywiście wykształcenie i zainteresowanie starożytnością pomogły sierżantowi KOP Józefowi Naglikowi zebrać dobrą kolekcję starych monet, wśród których znalazły się zarówno „miedziaki”, jak i srebrne monety rublowe królewskiego bicia z XVIII wieku. W 1939 roku podoficer przekazał swoją kolekcję na Fundusz Obrony Narodowej. 

Odrębnym obszarem ochrony dziedzictwa historyczno-kulturowego na terenie województw północno-wschodnich II Rzeczypospolitej, którym zajmowali się m.in. pogranicznice KOP, była ochrona starych grobów i cmentarzy. Dzisiaj często jesteśmy oburzeni, gdy dowiadujemy się, jak współcześni budowniczowie niszczą kopiec lub stary budynek. Ale podobne przypadki były niestety w latach 1930-ch. „Ostatnio w gminie Łuninieckiej powiatu Poleskiego doszło do następującego zdarzenia. Powiatowy Inspektor drogowy Pan S. Stachurski, który przebudował drogę Ocharewicze-Szaszki, aby ją wyprostować, musiał pracować w małym lesie, który znajdował się obok starej drogi. W tym lesie zobaczył 30 kurhanów. Zdał sobie sprawę, że są to groby wojskowe, oczywiście bardzo stare, ponieważ na niektórych rosły dęby o grubości jednego metra. Tak jak jeden z kopców leżał na trasie nowej drogi, pan Stachurski postanowił go wykopać. Znaleziono w nim kilka czaszek i kości, siekierę, metalowe ozdoby łuku i strzały oraz dwa zardzewiałe kawałki żelaza, których przeznaczenia nie można było ustalić. Znalezione artefakty wysłano do starostwa. I taki przypadek nie jest jedyny. Do dowódców strażnic często zwracają się miejscowi chłopi i informują, że na polu, podczas orki, znaleźli jakieś kości, elementy uzbrojenia dawnych rycerzy, monety, fajki, noże itd.” – odnotowano w jednym z polskich wydań z 1937 roku. „We wsi Wilkolaty, w powiecie Postawskim, wykopano kopce. Jeden z nich, wysoki na trzy metry, zawierał kamienie ułożone w kształcie korony. Pod kamieniami znajdował się pochówek. W innym kopcu, obok pochówku było gliniane naczynie, które miało kilka tysięcy lat. We wsi Kisielewo odkryto kilka słowiańskich grobów z XI wieku. W grobach kobiet znaleziono szklane koraliki, brązowe bransoletki, pierścionki” – podkreślono w gazecie „Na straży”. „W trakcie prac prowadzonych w Dawidgródku miasteczku na Starym Mieście odnaleziono przedmioty pochodzące z X wieku. Poniżej znajdowały się rzeczy, które mają około 2000 lat. W ostatnim czasie miejsce odwiedzili wycieczki z różnych stron Polski” – opowiadano w jednym z międzywojennych polskich wydawnictw.

Oczywiste jest, że ekspedycje archeologiczne na starych kopcach kopiści nie robili. Ale ochrona grobów wojennych z czasów I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej była ich honorowym obowiązkiem. W zachodnich regionach dzisiejszej Białorusi do dziś na wielu cmentarzach niemieckich i rosyjskich z okresu Wielkiej Wojny można spotkać polskie napisy, że pod Krzyżem spoczywa nieznany żołnierz armii niemieckiej, rosyjskiej lub bolszewickiej. Często w latach 1920-1930 takie pochówki porządkowały właśnie kopiści. „Kiedy żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza 13 lat temu zajmowali granicę państwową, ich uwagę zwróciło wiele grobów nieznanych żołnierzy poległych podczas wojny światowej i polsko-rosyjskiej. Groby te były rozrzucone po całym pograniczu i często znajdowały się poza miejscowym cmentarzem, w pobliżu dróg, w głębi lasów, na samotnych wzgórzach, leśnych polanach. Czasami takie groby są otoczone prymitywnym ogrodzeniem, a jedynym znakiem grobu jest mały kopiec. Każdy z tych grobów ma krwawą i heroiczną historię, którą tylko miejscowi przechowują w pamięci. Po tym, jak do ochrony granicy przystąpił KOP, ten lub inny oficer lub podoficer zaczął zbierać informacje o tych grobach, o ludziach, którży tu pochowani. Dowiedzieli się o tragicznych okolicznościach, w jakich nastąpiła śmierć nieznanego żołnierza. Jeden zginął w bitwie, która miała miejsce tutaj niedaleko, drugi został zastrzelony w nieznanych okolicznościach. I są takie pochówki, które otaczają ponura tajemnica. […] W niektórych miejscowościach doszło do przeniesienia szczątków na cmentarz. Zbudowano tam nowe ogrodzenia, postawiono mocne dębowe krzyże, na których wiszą tablice. Na każdym grobie leżą kwiaty” – podkreślono w jednej z ówczesnych publikacji. 

To dzięki pracy, jaką przeprowadzili m.in. kopiści na przedwojennej granicy polsko-sowieckiej, liczne groby żołnierskie dotarły do naszych czasów. Co więcej, dzięki pracy polskich pograniczników w tym zakresie znamy okoliczności śmierci danego żołnierza carskiego, niemieckiego, bolszewickiego czy polskiego. Dziś, w XXI wieku, trzeba wykorzystać doświadczenia przedwojennych polskich kopistów i zachować dziedzictwo, które pozostały już po nich – żołnierzy polskiego KOP. W końcu historia przedwojennej granicy polsko-sowieckiej na Białorusi jest zjawiskiem unikatowym w skali ogólnoeuropejskiej.

Ihar Melnikau specjalnie dla wb24.org

Wysyłam
Ocena czytelników
0 (0 głosów)

O autorze

Władysław Boradyn

Władysław Boradyn

Jest studentem Studium Europy Wschodniej UW. Aktywnie działa w fundacji Młode Kresy. Członek Związku Polaków na Białorusi (oddział w Nowogródku). Pomysłodawca i redaktor bloga nowogrodczyzna.jimdo.com, którego celem jest popularyzacja polskiej historii i dziedzictwa kulturowego ziemi nowogródzkiej.