17 września 1939 na mocy tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow, wojska Armii Czerwonej atakują wschodnie rubieże Polski. Z powodu przegrupowania jednostek Wojska Polskiego na front zachodni do walki z Niemcami, jednostki Armii Czerwonej nie spotkały się z dużym oporem. Wyjątkiem jest bohaterska obrona granicy przez słabo uzbrojone jednostki KOP.

Do takich wyjątków można zaliczyć obronę strażnicy w Bosmanach koło Rubieżewicz, gdzie kpr. Zając skutecznie ogniem karabinu powstrzymał atak Armii Czerwonej i dał możliwość wycofania się pozostałym żołnierzom. Większość żołnierzy KOP z Nowogródczyzny dołączyła do armii gen. Kleeberga i stoczyła bój z Niemcami pod Kockiem. Ci zaś, którzy pozostali i poddali się Armii Czerwonej, trafili na “listę katyńską”.

Nowe porządki

Od razu po agresji sowieckiej okupanci tworzą nowy podział administracyjny. Na miejscu województwa nowogródzkiego zgodnie z Dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR od 4 grudnia 1939 r. powstaje obwód baranowicki ze stolicą w Baranowiczach. Motywów tej decyzji kierownictwa politycznego ZSRR do dziś nie znamy. Z pewnością można stwierdzić, iż główną przyczyną było historyczne znaczenie Nowogródka, biorąc za przykład wcześniejsze działania władz carskich.

Miasto, które odegrało znaczącą rolę w powstaniu Wielkiego Księstwa Litewskiego, mające świetną tradycję jako miasto wojewódzkie z okresu I Rzeczypospolitej, ale też i II RP, zostało zepchnięte do rangi zwykłego prowincjonalnego miasteczka. W miejsce dawnych powiatów powstało 26 rejonów. Tak gęsta sieć administracyjna zapewniła lepszą inwigilację okupowanych terenów. Każdy rejon posiadał własne służby porządkowe i delegatury NKWD.

Do Nowogródka bolszewicy wkroczyli pod koniec dnia 17 września – o 20.00. Sowieckie bombowce początkowo zrzucały nad miastem pisane łamaną polszczyzną ulotki, zapowiadające rychłe wyzwolenie „z pańskiego ucisku” od dotychczasowych panów i ciemiężców. Jak wynika ze wspomnień jednej z mieszkanek miasta Olgi Chreptowicz-Butieniewej: “Wyzwoliciele wdarli się do miasta z szumem silników sowieckich czołgów i samolotów. A w wyniku eksplozji zrzuconych bomb w mieście wybuchł pożar”. Jednostki Armii Czerwonej nie spotkały na ulicach ani jednej zabłąkanej duszy, w mieście panowała cisza.

Dopiero następnego dnia część mieszkańców narodowości białoruskiej oraz żydowskiej radośnie witała czerwonoarmistów. Dla wielu mieszkańców, głównie Polaków to było bolesne przeżycie. Jak wspominała Zofia Boradyn: „Patrzymy na naszych sąsiadów, których córeczka była naszym „stałym gościem”, jak witają sowieckich „towariszczej”. Przychodzi do nas gospodyni, mieszkamy już u państwa Mackiewiczów (to bliżej rynku), każe odpruwać tarcze gimnazjalne, bo bolszewicy nie lubią gimnazjalistów. W ciągu kilku godzin zostaliśmy bez Ojczyzny, na łasce cudzego państwa, przeciw któremu nie popełniliśmy żadnego przestępstwa, a już byliśmy osądzeni. Ta świadomość przyszła do nas później”.

Rabunek i bandytyzm

W pierwsze dni okupacji na ziemi nowogródzkiej przewinęła się fala napadów, kradzieży i morderstw. Kryminaliści i osoby, którym ideologia komunizmu była bliska, pod aprobatą nowych władz organizowały akcje rabunkowe na osadników, ziemian, bogatych chłopów, policjantów. Niektórzy z tych, których uznano za „wrogów ludu”, byli zabijani przez organy bezpieczeństwa i okoliczną ludność, inni zaś byli deportowani na Syberię. Taki los spotkał m.in. potomka Tadeusza Rejtana – Henryka Grabowskiego z Hruszówki, zamordowanego przez chłopów. Część mieszkańców dworu w Tuczy zmarła na zesłaniu w głębi Związku Sowieckiego.

17 września, jeszcze przed nadejściem oddziałów sowieckich, w gminie Niehniewicze zamordowano sześciu Polaków : Jana Majka, Piotra Żurka, Wacława Deszczenko, Józefa Wołczka, Stanisława Wilczka, osadników wojskowych, oraz kowali ze wsi Słoniewska Wola i Wesołowo o nieznanych nazwiskach. Ofiarą aresztowań padły też ich żony oraz niepełnoletnie dzieci. Zrabowane mienie osadników przywłaszczyli sobie w większości członkowie tzw. “komitetów rewolucyjnych”.

W gminie Szczorse mordom nadano cechy legalności. Powołano Trybunał Rewolucyjny, który skazał na śmierć dwunastu “oskarżonych”. Przed rozstrzelaniem ofiary poddane były strasznym torturom. Podobnych mordów dokonano na terenie gminy Cyryn. Takich przypadków na ziemi nowogródzkiej było mnóstwo. Ostatniego przedstawiciela z rodu szlacheckiego O’Rourke we Wsielubiu bolszewicy wywieźli z dworu i nikt go już więcej nie widział. Prawdopodobnie został rozstrzelany. Mieszkańcy Wsielubia wciąż pamiętają ze łzami w oczach, że stary hrabia był wobec nich hojny i miły. Siedząc na prostym wózku, na zawsze żegnał się ze Wsielubiem, a potem podniósł kapelusz i skłonił się przed chłopami.

Jedynie na terenie powiatu nowogródzkiego ofiarami mordów komunistycznych band padło przynajmniej 25 osób. Obecnie ciężkie jest dokładne ustalenie, ilu naszych rodaków zostało zamordowanych w tzw. okresie przejściowym- czyli w przeciągu kilku dni, kiedy polskich władz już nie było, a nowe jeszcze nie nadeszły, ponieważ nikt tych wydarzeń nie rejestrował. Podobne akcje ustały dopiero po opanowaniu sytuacji przez nową administrację.

Jak wynika z danych Państwowego Archiwum Obwodu Grodzieńskiego w okresie 1939-1941 tylko w samym powiecie nowogródzkim rozgrabione zostały 43 majątki ziemskie, natomiast na terenie całego województwa nowogródzkiego takich przypadków było 150. Z pałaców wywożono bogate zbiory obrazów, portrety z XVIII-XX wieku, porcelanę z XVIII wieku, rzadkie książki po polsku, białorusku, łacinie, po francusku, złoto, srebro i inne kosztowne rzeczy. Był to przejaw zwykłego bandytyzmu i chęć walki ze „starym feudalistycznym porządkiem” ze strony Sowietów. Działania te były usankcjonowane z góry, co można wywnioskować z oficjalnych dokumentów. Z protokołu nr 9 posiedzenia Biura KC KP (B) B na temat losów zamku w Nieświeżu 5 lipca 1940 r .: “… sprzedać nieruchomość poprzez handel państwowy”. Według polskich historyków straty w wyniku dwuletnich rządów sowieckich na “terenach wyzwolonych” mogą wynosić ponad dwa miliardy złotych. Pozostałych właścicieli ziemskich wraz z dziećmi i starcami zsyłano do łagrów stalinowskich, natomiast opuszczone przez nich majątki ziemskie zostały zniszczone, na miejscu dawnych pałaców urządzano stajnie, chlewy, łaźnie, stodoły, czy domy opieki.

„Gospodarzom zabierają domy, zostawiają małą klitkę do przeżycia, a wynajmują lokatorom, których przysyłają z urzędu. Z więzienia wypuścili kryminalistów, okazuje się, że wszyscy siedzieli za „ideę”. Naszym dzielnicowym jest Żyd – był kowalem, siedział za zwyczajne przestępstwo, ale awansował na milicjanta”- wspominała Zofia Boradyn.

Zapaść gospodarcza

Wraz z formowaniem się nowej administracji lokalnej sowieckie władze wprowadzają nową politykę gospodarczą. Centralnie planowana gospodarka zamiast oczekiwanej przez wielu poprawy spowodowała znaczne obniżenie poziomu życia. W wyniku nacjonalizacji przemysłu liczba fabryk i drobnych przedsiębiorstw drastycznie się zmniejszyła, co spowodowało wzrost bezrobocia. Zasiłków dla bezrobotnych w Związku Radzieckim, w przeciwieństwie do państwa polskiego nie było. Pojawił się problem z zaopatrzeniem miast w podstawowe artykuły, czego skutkiem był kryzys żywnościowy.

„Gdzie są sklepy? Gdzie się wszystko podziało? Wszystko już znacjonalizowane, nie ma nic prywatnego. W witrynach sklepowych widać wycięte z forniru wędliny i inne towary. Kolejki po cukier, mydło”- pisała Zofia Boradyn w swoich pamiętnikach.

Na terenie całego obwodu baranowickiego wprowadzono tzw. kartki żywnościowe, na które można było kupić chleb. Olga Chreptowicz-Butieniewa pod koniec swojego życia napisze: “Najważniejszą rzeczą dla mnie było znalezienie pracy, by zdobyć kartki na chleb. Nagle, podczas całego tego zamieszania na głównej ulicy (Nowogródka) otwarto szkołę muzyczną. Z prywatnych mieszkań ludzie przynieśli ławki i stoły, a nad sceną wisiały portrety Lenina i Stalina. Musieliśmy przychodzić na spotkanie dwa razy w tygodniu. Dyrektor czytał agitkę ze słynnymi radzieckimi hasłami propagandowymi i instrukcjami do pracy na rzecz rozwoju sztuki. Po słabych aplauzach wróciliśmy do domu, ale w kieszeni każdy miał cenną kartkę na chleb. Gorzej było z uczniami … W szkole po prostu nie było ani jednego ucznia”.

Wprowadzenie wysokich podatków oraz próby kolektywizacji wsi budziły coraz to większe niezadowolenie. Działania Sowietów w zakresie rolnictwa napotkały opór wśród części chłopów. Po wprowadzeniu wiosną 1940 podatków w naturze (kontyngentów) w praktyce przeciętny chłop nie był w stanie wywiązać się z dostaw. Ich wielkość nie uwzględniała gatunku uprawianej gleby- nakładano je równo, biorąc pod uwagę tylko powierzchnię posiadanej ziemi. Obciążeni podatkami ponad możliwości, wielu z nostalgią wspominało polskie czasy. O zjawisku tym świadczą niektóre relacje z tamtego okresu. Mieszkanka Bytenia z powiatu słonimskiego Galina Trusz wspominała, że „ci, co czekali na bolszewików i ich serdecznie witali, teraz po paru miesiącach oprzytomnieli i zdarzają się przypadki zrzekania się stanowisk we władzach radzieckich”.

Na podstawie rozporządzeń Baranowickiego Obkomu Partii Komunistycznej widzimy, że często dochodziło do konfiskowania majątków chłopów, którzy mieli działki o powierzchni 7-13 ha, częste były przypadki kradzieży zegarków kieszonkowych, bielizny i innych rzeczy. Normalną praktyką stało się wyrzucanie lokatorów z ich własnych mieszkań i domów. Tylko na początku 1940 roku do Przewodniczącego Okręgowego Komitetu Wykonawczego trafiło ponad 300 skarg dotyczących bezprawnych eksmisji i kradzieży. Jednakże nikt z urzędników okupacyjnej administracji nie przejął się bezprawnym działaniem band rabunkowych. Kolejnym działaniem okupacyjnych władz było przymusowe wysiedlenie z gospodarstw rolnych. W wyniku podjętego przez Komitet Centralny Partii i Rady Komisarzy Ludowych ZSRR dekretu z czerwca 1940 roku przesiedlono wedle oficjalnych danych 44 557 gospodarstw domowych. Władza, która była określana w propagandzie jako “ludowa”, całą swoją siłę skierowała przeciwko chłopom. W oparciu o sowiecką dokumentację plan z 1940 r. został przekroczony prawie o 11,5%: przesiedlono 51 616 gospodarstw.

Sytuacja ta wpłynęła na nastroje społeczne miejscowej ludności. W Baranowiczach rozmawiający na rynku Białorusini twierdzili, że Polska na przestrzeni ostatnich 20 lat chciała z nich zrobić Polaków i nie mogła tego dokonać, a komunistom udało się to w ciągu kilku miesięcy. O skali tego zjawiska, chociażby świadczy liczba aresztowanych na terenie Zachodniej Białorusi w latach 1939-1941 „konspiratorów i powstańców”, z tego grona Białorusini (głównie chłopi) stanowili 14 % , natomiast wśród „agitatorów antysowieckich” było aż 31%.

Terror i deportacje

Wraz z oddziałem czekistów, jak wynika z pamiętników pierwszego komendanta wojskowego Nowogródka w stolicy województwa, pojawili się pierwszy sekretarz KC Komunistycznej Partii Białorusi P. Ponomarenko oraz komisarz dywizyjny I. Susajkow. W swojej książce „Przełom. 1939-1942” Olga Chreptowicz-Butieniewa pisała “o aresztach w miejscach pracy, na drogach, na dworcach…” Marszałek Andriej Jeriomienko wspominał, że przez całą noc z 17, a następnie 18 i 19 stycznia było słychać strzały”. Zapewne chodziło tutaj o tzw. zaczystki- akcje represyjne wobec ludności cywilnej. Inwigilacji podlegała cała ludność miejska. Na liście „elementów niepewnych” oprócz przedstawicieli polskiej administracji i żołnierzy, znajdowali się wszyscy duchowni. Trudno dziś oszacować dokładną liczbę osób, które w tym okresie padły ofiarami tzw. zaczystek. Według obliczeń białoruskiego badacza Adamuszko, w latach 1939–1940 w województwach, znajdujących się pod okupacją sowiecką, zamordowano 28 425 osób.

Druga fala represji przypada już na lata 1940-1941. Za największą antypolską akcję można uznać deportacje ludności, które zostały przeprowadzone 10 lutego, 13 kwietnia, 29 czerwca 1940 i 19-20 czerwca 1941 r. Według ustaleń białoruskiego historyka Aleksandra Chackiewicza, w ramach trzech akcji deportacyjnych z województwa wywieziono na Syberię ponad 22 000 osób. Jak utrzymują polscy historycy, liczba ta jest kilkakrotnie większa.

Tak wspominała tamte wydarzenia Zofia Boradyn : “13 kwietnia. Śnieg pada ogromnymi płatami. Znów wywożono ludzi. P. Marię Mazurową z małą Alinką, Pruszyńskich, którzy mieszkali w domu p. Wojtko, p. Lebiedziową z dziećmi (mąż poszedł na wojnę), Szagidewiczów, synową i wnuczkę p. Felicji. Kordiaków wywieźli 10 lutego, została tylko babcia. Po tej wywózce (byliśmy też spakowani) przyszedł szewc Lipchin, znał nas, bo ojciec zawsze zamawiał u niego obuwie. Mówi: „na pewno was wywiozą. Ja zabiorę wasze meble teraz, a potem wam będę wysyłać paczki do Rosji”. A na razie poprzynosił jakieś stare obuwie, które wyszło z mody. Mama zgodziła się, więc wieczorem nową szafę, 4 półfotele, kanapę, etażerkę, to wszystko nowe, niedawno kupione, przewieziono do Lipchina. Nie mamy tutaj żadnych krewnych, więc to było jedyne wyjście w tej sytuacji. Został stół, tapczan taki na dwie osoby i nasze łóżka. Ludzie potrafią wykorzystać niepewność i zamieszanie – zabrali zabawki na choinkę, widoczki olejne malowane, bo to na Sybirze czy Kazachstanie nam nie będzie potrzebne”.

Olga Chreptowicz-Butieniewa w swoich wspomnieniach odnotowuje: “Wieczorem 12 kwietnia tak samo, jak i w lutym, miasto (Nowogródek) było przepełnione transportem, saniami, ciężarówkami … Zbliżała się noc, a wraz z nią znów ludzi ogarniał strach. Byliśmy stosunkowo spokojni. Co mielibyśmy robić, pozostając w tym oblężonym mieście, pod groźbą ciągłych rewizji i prześladowań, bez wieści ze świata i bez możliwości, chociaż jakoś pomóc deportowanym?”

Kresowiak

Wysyłam
Ocena czytelników
5 (2 głosów)