Alaksandr Łukaszenka musiał się tłumaczyć, bo po śmierci przywódcy Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna media przypomniały, kto był mediatorem w negocjacjach po zakończeniu w czerwcu „marszu na Moskwę”.
„Odpowiadając bezpośrednio na to pytanie: nie powinienem zapewniać Prigożynowi bezpieczeństwa… Jak mogę mu to bezpieczeństwo zagwarantować? Dlatego te pytania nie do mnie” – powiedział Łukaszenka. Według niego „takiej rozmowy nigdy nie było”. Jednocześnie przyznaje, że ten temat był poruszany. A jego obietnice zostały nagrane na wideo.
„Pierwszy raz do niego zadzwoniłem i były negocjacje, kiedy maszerowali na Moskwę” – mówi Alaksandr Łukaszenka. „Do diabła z nim, umrę!” Mówię mu: „Żenia, ja zaraz ci wyślę linę i kawałek mydła.” „Nie, nie, nie. Nie chcę tego. Umrę jako bohater.” Tak przebiegła pierwsza rozmowa. Za drugim razem przyszedł do mnie z Dzimą Utkinem. Kategorycznie ich obu uprzedziłem: „Chłopaki, patrzcie”.
W ten sposób Łukaszenka stara się odeprzeć zarzuty, że nie dotrzymał słowa. Wcześniej jego propagandyści pisali nawet, że Jewgienij Prigożyn otrzymał gwarancje bezpieczeństwa tylko na terytorium Białorusi.
Również w piątek Alaksandr Łukaszenka powiedział, że Władimir Putin nie może stać za morderstwem Prigożyna. Nie może jednak powiedzieć, kto za tym stoi. „Nie wyobrażam sobie, żeby Putin to zrobił, że to jego wina. Zbyt niegrzeczna, nieprofesjonalna robota, jeśli o to chodzi” – dodał.
Jewgienij Prigożyn i jego najbliżsi współpracownicy zginęli 23 sierpnia. Samolot, którym lecieli, rozbił się w obwodzie twerskim w Federacji Rosyjskiej.
Źródło: wb24.org/euroradio
Fot. slovoidilo.ua