Prorosyjska blogerka Tatiana Sidorowicz, w swoim kanale na Telegramie, wyraziła oburzenie nazwą wystawy organizowanej przez prorządowy Białoruski Związek Artystów, krytykując użycie słowa „wakacje” (вакацыi), które uważa za „czysto polskie słowo”.

Na poparcie swojej tezy przytoczyła rosyjsko-białoruski słownik, gdzie do słów „urlop” i „podróż” podano inne białoruskie odpowiedniki. Tymczasem tłumacz Google przekładał słowo „urlop” na język polski jako wakacje, co pozwoliło na jednoznaczne wnioski.

„Za jaką kulturą się opowiadacie? Czy mamy tutaj Kresy Wschodnie?” – oburzyła się blogerka.

„Jednego terrorysty językowego pozbyliśmy się (red. chodzi o Igora Słuczaka, który był zmuszony opuścić Białoruś), który przez lata siał zamęt w białoruskich przedsiębiorstwach, wprowadzając podziały językowe. A teraz próbuje się spolonizować białoruszczyznę, niszcząc ją wymyślonymi słowami” – grzmi prorządowa działaczka.

Sidorowicz, wspierana przez inną aktywistkę, Olgę Bondariewą, oskarżyła, że próbuje się spolonizować białoruszczyznę. Jednakże nie zdawały sobie sprawy, że „wakacje” to słowo pochodzące z łaciny i istniejące zarówno w języku białoruskim, jak i rosyjskim. Słowo to znajduje się w wielu słownikach, w tym w pięciotomowym radzieckim „Słowniku wyjaśniającym języka białoruskiego” oraz w ostatnim akademickim „Słowniku języka białoruskiego”.

Blogerki po raz kolejny popisały się ignorancją podyktowaną obsesyjnym antypolonizmem, nie wiedząc, że „wakacje” w języku białoruskim oznaczają ferie, a w języku rosyjskim – czas urlopu dla urzędników, jak opisano w rosyjskim przedrewolucyjnym Słowniku encyklopedycznym Brockhausa i Efrona.

Źródło: wb24.org/nashaniva.com

Fot. znaj.by

Wysyłam
Ocena czytelników
0 (0 głosów)