Ks. Henryk Okołotowicz od dawna był na celowniku białoruskich służb. Według źródła “Rzeczpospolitej”, reżim w Mińsku był niezadowolony z faktu, iż kapłan otwarcie mówił prawdę i pozostawał niezłomny w swoich przekonaniach.
„Ponieważ nie miał kochanki czy dzieci z gosposią, by mogli go tym szantażować, postanowili więc sfabrykować sprawę i oskarżyć o szpiegostwo” – twierdzi informator gazety.
Z informacji “Rzeczpospolitej” wynika, że ks. Okołotowicz był systematycznie obserwowany, a na każdej sprawowanej przez niego Mszy Świętej obecni byli tajniacy. Kapłan rozpoznawał ich obecność i – według świadków – publicznie wzywał ich do nawrócenia i pokuty.
W swoim ostatnim liście zza krat kapłan napisał, że oskarżono go „o szpiegostwo na rzecz Polski i Watykanu”. Nazwał to „szytą grubymi nićmi prowokacją” i podkreślił, że nigdy nie był szpiegiem, że jest sługą Bożym, a sądzą nie jego, lecz „cały Kościół katolicki na Białorusi”.
„Duchownych prześladują, by zamknąć nam usta, by Kościół nie mówił prawdy” – napisał ksiądz Okołotowicz.
Duchowny zarzucił reżimowym służbom, że „sfabrykowały sprawę” po to, by pod pretekstem „zadośćuczynienia” zabrać parafii pochodzące z datków środki i „domagać się jeszcze większej kwoty”. Twierdził również, że próbowano nakłonić go do udziału w „prowokacjach przeciwko niektórym katolickim hierarchom”, jednak stanowczo odmówił.
Przeczytaj również:
Ksiądz Okołotowicz: “Sądzą nie mnie, lecz cały Kościół katolicki na Białorusi”
Źródło: wb24.org/rp.pl