W ostatnich miesiącach w białoruskich państwowych mediach nasiliła się kampania propagandowa skierowana przeciwko żołnierzom Armii Krajowej. W tym artykule skupimy się na głównych tezach powielanych przez reżimową propagandę na temat działalności tej formacji na Białorusi.

Żołnierze polskiego podziemia zajmowali stanowiska w okupacyjnej administracji. Jest to “dowód” na kolaborację z Niemcami

Polscy partyzanci podejmowali pracę u Niemców na wyraźne zalecenie dowództwa Okręgu Nowogródzkiego ZWZ–AK, by działać na rzecz polskiego ruchu oporu. Bezsensowne jest oskarżanie żołnierzy polskiego podziemia o przebieranie się w mundury burmistrzów,  policjantów, komendantów itp. Podobnie robiło wielu sowieckich partyzantów. Przypomnijmy na przykład “legendarnego” Konstantina Zasłonowa, który służył na stacji kolejowej pod Niemcami, czy dowódcę sowieckiego oddziału partyzanckiego Astrejko z brygady Marczenki, który przed dowodzeniem oddziałem nawet zdążył wziąć udział w „rozwiązaniu kwestii żydowskiej” jako szef niemieckiej policji.

Polacy na terenie dzisiejszej Białorusi w większości nastawieni byli antyniemiecko. Potwierdzają to nie tylko źródła polskie, ale i sowieckie. Łącznicy z oddziałów partyzantki radzieckiej z powiatów słonimskiego i stołpeckiego, którzy dotarli w końcu 1942 roku do Białoruskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego (BSzRP), zgodnie stwierdzali, iż miejscowi Polacy „występują przeciwko Niemcom — za wyzwolenie Polski” oraz że „Polacy w większości chcą mieć niepodległe państwo polskie, czekają na Sikorskiego”.

Akowcy dokonywali czystek etnicznych

Z całą stanowczością należy stwierdzić, iż AK nie stosowała represji na zasadzie „czyszczenia” etnicznego, jak utrzymują białoruscy historycy. To prawda, że większość rozstrzelanych przez AK na terenach dzisiejszej Białorusi to osoby pochodzenia białoruskiego. Represje wobec Białorusinów stosowano nie dlatego, że byli Białorusinami. Rozstrzeliwano ich, podobnie jak i Polaków, w przypadku stwierdzenia kolaboracji z Niemcami lub działania na szkodę państwa czy narodu polskiego. Za taką, mogła być uznana współpraca z partyzantką sowiecką.

Polskie działania odwetowe często nie były usankcjonowane wyrokiem Wojskowego Sądu Specjalnego.

Białoruska propaganda często wspomina o rozstrzeliwaniu przez akowców białoruskich rodzin, pomijając przy tym mordy dokonywane na masową skalę przez sowieckich partyzantów na Polakach i Białorusinach.

Takim najbardziej tragicznym przykładem jest masakra mieszkańców wsi Naliboki (w Puszczy Nalibockiej) w dniu 8 maja 1943 roku, kiedy partyzanci z oddziału Bielskiego i brygady im. Stalina zabili 128 osób, w tym trzy kobiety, niektórych nastolatków i 10-letniego chłopca. Taki sam los spotkał mieszkańców wsi: Koniuchy – w styczniu, Ługomowicze, Izabelin, Kaczanowo, Babińsk, Prowżały – w lutym, Szczepki i Niewoniance – w kwietniu, Kamień – w maju 1944.

Jeżeli mówimy o konfrontacji polskich i radzieckich partyzantów, można przypuszczać, że podczas konfliktu polsko-sowieckiego na terytorium dzisiejszej Białorusi zginęło około tysiąca radzieckich partyzantów. W kilka razy więcej w skali całego kraju sowieckich partyzantów rozstrzelały Oddziały Specjalne (NKWD i NKGB) w ramach “czystek” w swoich szeregach od “elementów niepożądanych”.

Ten konflikt nie był ograniczony tylko do starć zbrojnych. Zwykłą sprawą były represje prowadzone zgodnie z zasadą odpowiedzialności zbiorowej, z czego najbardziej ucierpieli cywile.
Ponieważ ta wojna toczyła się między grupami partyzanckimi i wpłynęła na znaczną liczbę miejscowej ludności, nie będzie przesadą powiedzieć, iż miała cechy wojny domowej.

Armia Krajowa rzadko walczyła z Niemcami

Większość udanych operacji Nowogródzkiego Okręgu AK skierowana była przeciwko Niemcom: opanowanie miejscowości Ostryna jesienią 1942 r., spalenie biur Arbeitsamtu w Szczuczynie i w Ostrynie w grudniu 1942, zlikwidowanie załogi stacji kolejowej Różanka i zniszczenie urządzeń stacyjnych 15 maja 1943, odbicie w grudniu 1943 r. 26 więźniów przewożonych z Wasiliszek do Lidy, uwolnienie aresztowanych w grudniu 1943 r. członków podziemia z więzienia w Lidzie (27 stycznia 1944 r.) oraz wykonanie wyroków na większości osób odpowiedzialnych za te aresztowania, opanowanie posterunków żandarmerii w Subotnikach i Żerominie w marcu 1944 r., likwidacja oddziału Todta w Lidzie (wiosna 1944 r.), rozbicie ukraińsko-niemieckiego oddziału w starciu pod Sucharami przez 1 kompanię 1 batalionu 77 pp, zdobycie Radunia i wymienienie wziętych do niewoli 24 żołnierzy niemieckich na 100 aresztowanych Polaków 20 maja 1944 r., rozbicie niemieckiego batalionu w Podwaryszkach 30 czerwca 1944 r., opanowanie Juraciszek(początek jesieni 1943 r.), bitwa pod Trabami w lipcu 1944 r. (trzy kolumny niemieckie, które weszły na teren ośrodka, liczyły łącznie 2 bataliony i 4 kompanii piechoty) i inne.

Według szacunków komendanta Okręgu Nowogródek AK Janusza Prawdzica-Szlaskiego, od 1 stycznia 1942 roku do nadejścia Armii Czerwonej, oddziały Okręgu Nowogródzkiego AK przeprowadziły 102 zbrojne starcia z Niemcami. W sumie, według badacza J. Erdmanna, za okres 01.01.1942 do kwietnia 1944 roku z 185 operacji wojskowych, które miały miejsce w Nowogródzkim Okręgu AK, 102 (55%) przeprowadzono przeciwko Niemcom, a 81 (45%) – przeciwko radzieckim partyzantom.

Kolejny zarzut „kolaboracji”

Do rozmów dowódców niektórych oddziałów Okręgu AK Nowogródek z niemieckimi władzami okupacyjnymi doszło po kilkakrotnie podejmowanych próbach ułożenia się z dowództwem partyzantów sowieckich i po wydarzeniach 1 grudnia 1943 roku w Puszczy Nalibockiej (złamanie umowy i rozbrojenie Zgrupowania Stołpeckiego), kiedy nie było już żadnej wątpliwości, iż Sowieci dążą do likwidacji AK. Jak paradoksalnie to nie brzmi, ale to dzięki polityce Moskwy w stosunku do AK na terenach Białorusi Niemcom udało się rozwiązać niektóre kwestie odnoszące się do walki z partyzantką sowiecką. O tym na naszym portalu ukaże się oddzielny artykuł.

Pisząc o zawartym 4 stycznia 1944 roku w Lidzie porozumieniu jednego z oddziałów AK z Niemcami, Kazimierz Krajewski podkreśla:

(…) Sami Niemcy (…) określali, że chodziło o zawarcie «miejscowego» (lokalnego) zawieszenia broni. Nie ma tam mowy o wspólnych operacjach przeciw bolszewikom czy podporządkowaniu w jakikolwiek sposób oddziałów polskich stronie niemieckiej. A nawet to zawieszenie broni miało charakter warunkowy. Na przykład, „Ragner” zobowiązał się do powstrzymania się od atakowania Niemców, ale tylko wtedy, gdy i oni nie będą atakowali.

Z analizy materiału archiwalnego, wynika, że ​​te negocjacje rozpoczęły się z inicjatywy strony niemieckiej i nie doprowadziły do ​​zawarcia żadnej umowy lub do „kolaboracji” między AK i Niemcami. Według danych białoruskich historyków A. Chackiewicza i G. Białkiewicza opublikowanych przez nich w 1995 r., w czerwcu 1944 roku, niemiecki wywiad w raporcie, wysłanym do siedziby grupy armii „Centrum”, zaznaczył:

Nie bacząc na zawarte porozumienie pomiędzy dowództwem SD oraz obiema polskimi bandami “Ragnera” i “Góry”, ilość napadów i grabieży ze strony pozostałych band ciągle wzrasta, szczególnie w okolicach Wilna. Za okres od 5 marca do 21 kwietnia (1944 r.) ilość napadów na placówki wyniosła 32. Po dokładnej analizie tej sytuacji nasuwa się wniosek, że zawarcie porozumienia z polskimi bandami przyniesie Wehrmachtowi więcej szkody niż korzyści.

Znany był przypadek, kiedy oficer AK, który zgodził się z propozycją Niemców, co do prowadzenia negocjacji, ostatecznie został skazany przez Trybunał AK na śmierć. Te epizody polsko-niemieckich negocjacji, faktycznie dotyczące garstki żołnierzy AK, nie miały żadnego znaczenia dla działań wojennych polskiego podziemia w ogóle – AK w tym czasie była organizacją wojskową, liczącą ponad 400 tysięcy żołnierzy.

Armia Krajowa siała popłoch wśród miejscowej ludności

Nawet z raportów sowieckich wynika zupełnie inny obraz stosunku miejscowej ludności do AK, niż próbują to przedstawić białoruscy propagandyści. Na przykład 30.11.1943.r. dowódca oddziału im. Gastełły, Manochin, i jego komisarz Maszerow zawiadamiali Moskwę:

Respektując autorytet, który mają polscy partyzanci (AK) wśród miejscowej ludności zachodniej części obwodu, musimy koniecznie z żelazną stanowczością zmienić swoje postępowanie…, zdecydowanie przerwać powszechne pijaństwo i łupiestwo wśród naszych partyzantów…. W stosunku do legionistów i ich dowództwa koniecznie prowadzić pozornie przyjacielską politykę i jednocześnie przygotowywać przeciwko Polakom takie uderzenie, które zlikwidowałoby nie tylko ich siły zbrojne, ale i korzenie głębokiego podziemia…

O antysowieckich nastrojach mieszkańców wsi informuje w notatce służbowej z 9 listopada 1943 r. szef wydziału specjalnego Brygady im.Stalina, Iwan Parafieniuk:” Włościanin z chutoru Kobiszcze Jan Mankiewicz otwarcie mówi “Hitler-dżuma, Stalin-cholera”. Co prawda on i Polaków nie chce, ale mówi,że jeśli nie wolno cara, to niechaj lepiej będzie Polska”. W tym samym duchu prowadzą propagandę jego bracia Mikołaj i Józef. Ta rodzina nie nazywa partyzantów inaczej jak bandytami.

Aleksiej Muraszow późniejszy komisarz Brygady im.Stalina, opisując losy jego pięcioosobowej grupy partyzanckiej, która została zmuszona do wycofania się za wschodnią granicę Polski, pisze:

Część ludności tych obwodów była nastawiona wrogo do naszej Armii Czerwonej i kiedy zjawiliśmy się koło wsi i chutorów, spotykano nas nieprzyjaźnie, a czasem stawiano opór zbrojny. Wielu mieszkańców chutorów otwarcie wypowiadało swoje niezadowolenie, mówiąc: “Po co się tutaj włóczycie bandyci stalinowscy? Idźcie i poddajcie się Niemcom.

Wielu mieszkańców zachodniej Białorusi opowiedziało się po stronie państwa polskiego, utożsamiając z nim względny dobrobyt i stabilność. Wpływ na to miały bezwzględne rekwizycje i terror tak ze strony Niemców, jak i partyzantki sowieckiej. Oddziały polskie zapewniały ochronę zarówno przed Niemcami, jak i przed Sowietami. Jak wiele znaczyła dla mieszkańców możliwość pozostawania w strefie wpływów oddziałów polskich, świadczy dobitnie relacja o pobycie w okolicach Iwja dwóch plutonów III batalionu 77 pp AK na czele z ppor. Stanisławem Karolkiewiczem “Szczęsnym”:

Okolice penetrowały różne grupy zbrojne “czerwonych”, wypadające po zaopatrzenie zza Niemna. Ludność była mocno wyniszczona, zubożała i żyła w ciągłym strachu. Teraz miejscowi Polacy i Białorusini witali oddział “Szczęsnego” z otwartymi rękami. Przez krótki czas zapewnił spokój i bezpieczeństwo mieszkańcom tego rejonu. Gdy “Szczęsny” odchodził, zrozpaczona ludność starała się go zatrzymać. Z pewnej prawosławnej wioski mieszkańcy wyszli w procesji z chorągwiami i świętymi obrazami, aby błagać o dalszą obronę przed bandytami.

Kresowiak

Wysyłam
Ocena czytelników
0 (0 głosów)