79 lat temu, 9 lutego 1945 roku, na polach kołchozowych między wsiami Rowiny i Kaczyce nieopodal Nowogródka (obecnie w rejonie korelickim na Białorusi), rozegrała się dramatyczna walka polskich partyzantów z siłami NKWD. Żołnierze oddziałów 1. i 2. Samoobrony Czynnej Ziemi Wileńskiej, dowodzeni przez rtm. Władysława Kitowskiego „Orlicza”, „Groma” i por. Witolda Turonka „Tumrego”, „Tura” podjęli próbę przedostania się „do Polski” – za linię Curzona. Niestety, już od początku ich marsz był śledzony przez NKWD.
Ekstremalne warunki zimowe, z temperaturami spadającymi do -30 stopni Celsjusza, które zwykle byłyby sprzymierzeńcem partyzantów, tym razem okazały się zgubne. Zamarznięte bagna i mokradła pozbawiły ich naturalnej osłony, co umożliwiło NKWD łatwiejsze śledzenie i pościg.
Gdy polskie oddziały przekroczyły Niemen, zostały otoczone i zaatakowane przez znacznie liczniejsze siły NKWD. W wyniku ciężkich walk Polacy ponieśli ciężkie straty – 89 żołnierzy zostało zabitych lub ciężko rannych, a następnie dobitych przez Sowietów. Dodatkowo, 25 dostało się do niewoli, a ich dalsze losy są niepewne – niektórzy zostali później rozstrzelani, inni zmarli w łagrach. Około 50 udało się wydostać z okrążenia, ale tylko 7 dotarło do granic obecnej Polski.
Oto, jak rtm. Władysław Kitowski „Grom” wspominał tę tragiczną bitwę:
„Nadszedł dzień krytyczny 9 lutego 1945 r. W przeddzień dołączył do mnie ze swym oddziałem na saniach por. „Tur”. Niespodziewanie zostaliśmy otoczeni przez hordy bolszewików w Rowinach, koło miasteczka Korelicze. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie z kilkakrotnie przewyższającym nas liczebnie wrogiem. Śnieg głębokości metra utrudniał poruszanie się. W pewnym momencie jeden z moich 6 cekaemów „Maxim” zsunął się z podbudowy stanowiska. Karabinowy nie mógł dać sobie rady. Podskoczyłem, aby wyciągnąć ciężką broń ze śniegu. W tym momencie z wysiłku pękła mi przepona brzuszna. Dałem rozkaz wycofania się. Zostałem sam […]” – wspominał Władysław Kitowski.
Tragiczne wydarzenia pod Rowinami i Kaczycami stały się symbolem bohaterstwa i poświęcenia żołnierzy polskiego podziemia na Nowogródczyźnie. Poległych żołnierzy pochowała miejscowa ludność w trzech zbiorowych mogiłach, z których zlokalizowana została tylko jedna. Pomimo wieloletnich starań polskiej dyplomacji, białoruskie władze odmawiały wydania zgody na ekshumację i przeniesienie szczątków polskich bohaterów na katolicki cmentarz w Koreliczach. W 1992 roku, dzięki wysiłkom prof. Winnickiego z Wrocławia, na zlokalizowanej mogile ustawiono krzyż Straży Mogił Polskich na Wschodzie. Niestety, dwa lata temu, władze zniszczyły grobowiec wraz z krzyżem.
„Krzyż został usytuowany po dokładnym rozpoznaniu przez naszą ekipę – Straż Mogił Polskich – wśród ludności Kaczyc. Znalazł się człowiek, który doskonale pamiętał z opowieści rodziców, gdzie to było, i on wskazał nam to miejsce. Był to prawosławny Białorusin, który bardzo życzliwie się odniósł do naszej idei, i w tym miejscu ten krzyż ustawiliśmy w obecności członków oddziału ZPB w Nowogródku na czele z ówczesną prezeską śp. Zofią Boradyn. Zebrało się kilka osób ze wsi Kaczyce. Było piękne lato, był ksiądz proboszcz z Korelicz. Uroczystość była skromna, ale bardzo podniosła i wzruszająca” – wspominał Zdzisław Julian Winnicki.
Wb24.org na podst. ipn.gov.pl, facebook.com/profile.php?id=100020125860641, glosznadniemna.pl
Zdjęcie główne: belsat.eu